poniedziałek, 1 grudnia 2014

Trzy lata w pigułce

Moje idyllistyczne wyobrażenie o studiowaniu medycyny czy studiach w ogóle bardzo szybko roztrzaskało się o rzeczywistość. Kiedy znajomi na innych uczelniach leczyli w wolne piątki kaca po czwartkowych imprezach, ja siedziałam od 7:30 na podstawach pielęgniarstwa, ewentualnie powtarzałam słówka na specjalistyczny język angielski, czy też robiłam notatki z mikrobiologii, która okazało się zmorą pierwszego semestru.

Prawdziwa próba, przyszła jednak na drugim roku, kiedy weszliśmy na oddziały szpitalne. Większość z nas, po odbyciu praktyk wakacyjnych na oddziałach internistycznych, czuła się wszechwiedząca. Nieugięta, niepokorna myśl "no czego oni chcą mnie jeszcze nauczyć?" plątała się po głowach. Ale kiedy postawiono nas oko w oko z pacjentem pediatrycznym i jego wiernym obrońcą w postaci rodzica, kiedy nie wiedzieliśmy jak zapisać nazwę jednostki chorobowej z jaką dziecko zostało przyjęte, wtedy dotarło do nas, że to był zaledwie ułamek wiedzy tajemnej.

Po zajęciach w szpitalu na wykłady, kończące się najczęściej około 20:00. Kiedy w końcu na horyzoncie pojawiał się weekend, każdy myślał jedynie o odespaniu minionego tygodnia i wyspaniu się na zapas na następny.

Na trzecim roku dopadł nas kryzys beznadziejności. Kiedy to do czego się dąży tak długo i wytrwale pojawia się w zasięgu wzroku, można się przestraszyć. Czego? Odpowiedzialności. Obowiązków. Przyszłości. Po prostu dorosłości, w której trzeba pracować, płacić podatki, rachunki. Już nie będzie obok nikogo, kogo można by poprosić o pomoc. Teraz to my mieliśmy stać się tą pomocą. 

Jakie mieliśmy możliwości? 
  1. Iść na studia II stopnia (magisterskie)
  2. Iść do pracy w zawodzie
  3. Wyjechać
  4. Znaleźć inną pracę
Wybrałam opcję 1 i 2. Część moich znajomych wyjechała w poszukiwaniu lepszych warunków dla swoich umiejętności zawodowych.
Niestety są i tacy, którzy mimo licencji w ręce nie mogą się przełamać i odkładają ją na półkę. Tych jest mi szkoda niesamowicie. Po 3 latach wyrzeczeń, niejednokrotnie rozpadów związków, kucia tomów materiałów i opanowania czynności manualnych, przestali widzieć w tym sens. Mam nadzieję, że nie dopadnie mnie takie zniechęcenie. 



Ciekawostka na zakończenie:
Wszystkie znane choroby prionowe (np. choroba Creutzfeldta-Jakoba) są śmiertelne. Doprowadzają do nieodwracalnych zmian struktury mózgu lub innych tkanek nerwowych. Nauka nie zna obecnie żadnych skutecznych metod ich leczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz