niedziela, 1 listopada 2015

Nie popadajmy w stereotypy, no ale...

Wielka Brytania - Kraj mlekiem, miodem i funciakami płynący, gdzie nawet sprzątacz w hotelu jeździ Lamborghini Gallardo. Biedę ostatni raz oglądano tam na wieczorze kawalerskim kolegi organizowanym w Polsce. Do tego Anglicy są sztywni i nudni, a wszyscy Irlandczycy poświęcają cały czas uprawianiu swoich narodowych sportów: picia, bicia i walczenia ze sobą nawzajem. Ciężko powiedzieć cokolwiek o Szkotach, bo nikt ich nie rozumie.
Takie i inne stereotypy, czyli funkcjonujący w świadomości społecznej uproszczony i zabarwiony wartościująco obraz rzeczywistości, bywa zabawny, ale i czasami krzywdzący. Czy obowiązuje on także w rzeczywistości szpitalnej? Moi drodzy oto zestawienie 8 najczęściej spotykanych typów pacjentów na szpitalnych korytarzach.

1. Płacę wymagam - jest to dla mnie częsty obrazek. Pacjent płaci za pobyt i zabieg z własnej kieszeni, więc chce poczuć się jak w hotelu albo sanatorium. Tak dla przykładu: pacjent około 60 r.ż., przyjęty do endoprotezoplastyki stawu biodrowego. Wchodzę na salę, mówię standardowo dzień dobry, jestem pielęgniarką, przyszłam Panu zmierzyć ciśnienie. Pan patrzy na mnie i cały przejęty pyta "Ale Pani wie, że ja jestem pacjent pełnopłatny?".

2. Zawód "Syn" - miłość matki do dziecka jest czasami tak silna, że trzyma malucha pod kloszem zbyt długo. O jakieś 20 lat. Przykład: pacjent około 35 r.ż., po zabiegu dwu-szczękowym. Wchodzę na salę, w której oczywiście czuwa mamusia. Pytam faceta, jak się czuję, odpowiada mi rodzicielka, że coraz lepiej, nawet synka przed chwila wykąpała. 

3. Maruda - no tych to znamy chyba wszyscy i wszędzie. Na myśl przychodzi mi wiele historii, ale ta jedna szczególnie zapadła mi w pamięć. Dzwonek alarmowy, zrywam się, bo nie pamiętam, żeby jeszcze komuś zostały płyny do odłączenia. Co okazuje się na miejscu? Pan chciał żebym przyniosła wygodniejszą poduszkę. Nie, pacjent nie był po zabiegu, ani szczególnie chory. Następnego dnia miał mieć gastroskopię. 

4. Stały bywalec - Pacjenci wracają, zwłaszcza na chirurgii, gdzie kontrolujemy ich stan po zabiegu, czy wymagają powtórki. Co w tym złego? "Hymm... no nie wiem, a nie dało by się sali na końcu? Wie Pani, ciszej, a ja mam taki lekki sen, no pamięta Pani?"; "Kochana moja ja tu już tyle razy leżała, że ja lepiej wiem, kiedy mam dostać (tu wstaw dowolną nazwę leku)"; "Ja wiem, że teraz nie są godziny odwiedzin, ale ostatnim razem mąż przyszedł wcześniej i nic się złego przecież nie stało". 

5. Kryzys wieku średniego - co tu dużo mówić. "Ciśnienie? Ciśnienie to ja mam na pewno wysokie przy takiej Pani pielęgniarce".

6. Specjalista - po obejrzeniu 4 razy "Dr House" i doprawieniu "Na dobre i na złe", pacjent służy nam radą i pomocą. Dla przykładu: Pacjentka przyjęta do diagnostyki bólów nóg. "I wie Pani co? I ja chciałam, żeby mi zrobili chociaż tomografię, PET, albo chociaż scyntygrafię. A oni co? Jakieś marne usg?!"

7. Jak mi czegoś nie znajdziecie to zaraz umrę - jeżeli ktoś ma babcię, która nudzi się w domu, wie o co chodzi, bez wchodzenia na oddział szpitalny. 
-I co powiedział kardiolog?
-No właśnie nic, że zdrowe serce.
-To czemu Pani taka zdenerwowana?
-Bo ja wiem, ze jestem chora! Moja sąsiadka ma tak jak ja, to jej bypass zrobili. Myślałam że chociaż konoronarografię będę miała!" (tak, konoronarografię)

8. Moherowy nadajnik - wyzdrowiała. Bogu Dzięki i Wszystkim Świętym, to na pewno ten nowy różaniec. Operacja w tym terminie to tylko zbieg okoliczności. 


Ktoś teraz mógłby powiedzieć, że w tej pracy to właściwie można oszaleć. Tylu niedobrych pacjentów każdego dnia. Ale to nie do końca tak. Kocham moją pracę. Z tymi moimi pacjentami, którzy potrafią być tak skrajni, którzy często doprowadzają mnie do szału, dla których chcę jak najlepiej, którzy zdrowieją, ale też i umierają na moich rękach. To wszystko jest częścią chorego człowieka, a przysięgaliśmy: "nieść pomoc każdemu człowiekowi (...)"




Dzisiaj bez ciekawostki.
Bez względu na nasze wyznania, z okazji Zaduszek, wspomnijmy naszych zamarłych pacjentów. Jak pisał pewien artysta, myśl raz uwolniona - żyje. 

wtorek, 22 września 2015

6 grzechów głównych

Czy Wam także wydaję się, że przedstawiciele innych zawodów są nieomylni i wiedza wszystko o swojej pracy, a także wykonują powierzone im zadania idealnie dobrze? Ja miewam czasami takie wrażenie. Dzisiaj jestem po małym maratonie*, a dokładnie na kawowym haju, więc postanowiłam w tym stanie niepoczytalności obnażyć grzechy główne pielęgniarek, z jakimi się spotykam. Proszę, potraktujcie je z przymrużeniem oka :)

1. Dezynfekcja. 
Lecisz przez oddział z pełnym wózkiem antybiotyków, płynów i innych substancji w różnych formach i rozmiarach, dla kilkunastu lub kilkudziesięciu pacjentów. Zasady mówią, że po wejściu do sali a przed kontaktem z chorym, trzeba zdezynfekować ręce, założyć rękawiczki, zrobić co trzeba, zdjąć rękawiczki, zdezynfekować ręce i można iść do następnego. Co robisz? Dezynfekujesz. Po wszystkich pacjentach jak jak już wrócisz do dyżurki. 

2. Odpływ.
7:30 na oddziale, raport przejęty, 20 pacjentów ma zlecone na po litr PWE** na 8:00. Wszyscy na 8:00. Również pozostałe leki są na 8:00... Chcesz czy nie chcesz, zaczynasz się spieszyć, więc kiedy przygotowujesz kroplówki i wypełniasz dren płynem, wsadzasz końcówkę (którą później przyłączasz bezpośrednio do krwiobiegu pacjenta) do odpływu zlewu w dyżurce, a jak jest zajęty, to zawsze jest pojemnik na odpady. Bakterie? Nie widziałam.  

3. Rękawiczki.
Pędzisz na dzwonek, okazuje się że kroplówka, która zwiedzała szpitalną kanalizację już zleciała i możesz ja odłączyć. W ferworze radosnej nowiny okazuje się jednak, że nie masz ze sobą rękawiczek. Masz 2 rozwiązania: lecisz na drugi koniec oddziału (to zawsze jest drugi koniec oddziału) do dyżurki po rękawiczki, albo odłączasz bez. Oczywiście że odłączasz bez, przecież ta sympatyczna babcia nie wygląda jakby chciała Cię czymś zarazić!

4. Szukanie żył.
Pobieranie krwi. Dla jednych z nas przyjemność i powołanie, dla innych masakra i smutna konieczność. Zapinasz stazę, pacjent pracuje, pracuje, pracuje...a żyły nie ma. A nie! Jest jedna jedyna maleńka i kręta. Szybko dezynfekujesz i dla pewności czy nie uciekła, przenosisz całą florę bakteryjną z rękawiczki dokładnie w miejsce ukłucia. Według Amerykańskich Naukowców - to pomaga. 

5. Cewnikowanie.
Założenie rurki do pęcherza moczowego generuje bardzo często stany zapalne i zakażenia. Właśnie dlatego po przypadkowym wetknięciu cewnika do pochwy pacjentki wyciągasz go i tym razem trafiasz do cewki. Właściwie skoro cewnik i tak nie jest dłużej jałowy, można zaoszczędzić na chirurgicznych rękawicach i założyć zwykłe. 

6. Niewinne kłamstewka. 

- "Żyła jest pusta" lub "Żyła jest ruchoma", możesz jeszcze wybrać wersję zaawansowaną "W tej żyle jest zrost, musimy znaleźć inną". 
- "Powinna Pani/Powinien Pan jeść więcej cytrusów, bogatych w witaminę C, bo żyły są słabe i pękają."
- "Nie wiem gdzie jest doktor."

- "Jestem pewna, że podawałam ten lek."
- "Za chwilkę wrócę" 
- "Pięknie zszyte, doktor się postarał."
- "Robiłam to wiele razy."
- "Zmierzyć ciśnienia i cukry? Nie na sprawy."
- "Tu jest dzwonek alarmowy, proszę dzwonić, jeżeli coś będzie nie tak."
- ...

Takie i inne kwiatki można znaleźć wszędzie. Jestem ciekawa, czy Wy spotykacie się z takimi sytuacjami? A może zauważyliście jakieś inne? Oczywiście nie generalizujmy, bo każdy pracuje na własny rachunek. Jednak pewne rzeczy zdarzają się częściej niż inne. Pozostaje nam tylko walczyć z ciężarem grzechów naszej grupy zawodowej. 


Ciekawostka na zakończenie:
Elementem łączącym ucho środkowe z górną częścią gardła jest trąbka Eustachiusza. Jest ona szczególnie szeroka u małych dzieci, dlatego tak często miewają zapalenia ucha środkowego. 



*maraton - układ dyżurów w ciągu conajmniej 4 dni, kiedy częściej jesteś w pracy niż w domu
**PWE - płyn wieloelektrolitowy

sobota, 11 lipca 2015

O zabawie, której końca nie widać

Każdy z nas chyba pamięta zabawę w przeciąganie liny. Zasady są proste: 2 drużyny, każda ciągnie linę w swoją stronę. Wygrywa ten, kto jest silniejszy, sprytniejszy, lepszy - krótko mówiąc, ma bardziej zgraną i mocniejsza drużynę.

O konfliktach lekarzy i pielęgniarek można by pisać tomy opowiadań. Ale skąd to się bierze? Moim zdaniem wiele zależy od nas samych. Od tego czy damy się wpędzić w tę spiralę stereotypów, czy nasze drużyny są zgrane, czy raczej każdy patrzy tylko ile może wyginąć dla siebie. Niestety z tego co da się zaobserwować, pokolenie pokoleniu przekazuje te okropne naleciałości w postaci "Ja, Pan Doktor od zleceń" oraz "Ja, Siostra od basenów".

Studenci medycyny na kierunku lekarskim już od samego początku mają wpojone przeświadczenie, że w pracy zawodowej będą mieć pielęgniarki, które będą za nie wszystko robić - również to co do ich obowiązków nie należy. Kiedy słyszą "zawód pielęgniarki jest zawodem samodzielnym", otwierają ze zdziwienia oczy i nie bardzo chcą w to wierzyć.

Pielęgniarki nie są lepsze. Niejednokrotnie kłaniają się jednemu czy drugiemu lekarzowi w pas, zgadzają się wykonywać obowiązki, nienależące do ich kompetencji np. wypisują recepty, podają szczepionki lub przetaczają krew bez odpowiednich uprawnień itp. Nie wiem czy wynika to ze strachu przed utratą zatrudnienia, czy tym poczuciem niższości zawodowej. Jedno jest pewne, pielęgniarki powinny zdawać sobie sprawę z własnych umiejętności, wartości i obowiązków.

Chciałabym tu jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy, o której pisałam już pod jednym z postów kampanii Ostatni dyżur. Nóż mi się w kieszeni otwiera, jak słyszę "pielęgniarka to niższy personel medyczny". Nie będę się już powtarzać z opisem edukacji pielęgniarki. Rozumiem, że ten wizerunek potrzebuje czasu na zmiany, ale nie przeboleję, że mówią tak o sobie moje koleżanki po fachu!  

Zdarzył się taki magiczny dyżur, kiedy wielu pacjentom przełożono zabiegi ze względu na nieobecność lekarzy operatorów i anestezjologów, którzy wybrali się na konferencję naukową, więc zaplanowano jedynie 3 operacje. Jak zapewne możecie sobie wyobrazić, ilość pracy do wykonania była znacząco obniżona, w związku z czym siedziałyśmy po prostu w dyżurce, w oczekiwaniu na jakiś armagedon. W pewnym momencie bardzo zainteresowana Pani doktor, po kilkukrotnym odwiedzeniu naszego skromnego centrum dowodzenia, udała się do oddziałowej ze skargą. Była bardzo oburzona, że "Ciągle tylko siedzą. Nie mogą sobie nic do roboty znaleźć?". Powiedzmy sobie wprost. Lekarz NIE JEST zwierzchnikiem pielęgniarki. Jest równym pracownikiem. Nie ma prawa rozliczać nas z pracy, która była w 100% wykonana. Jenak w oczy kole. I tu mój pomysł na nową akcję społeczną w środowisku medycznym. Drogie koleżanki i koledzy, znajdźcie czas w czasie dyżuru, żeby pójść do gabinetów lekarskich i sprawdzić, czy lekarze przypadkiem nie siedzą i nie pracują. Szczególnie w nocy i weekendy. Myślę, że nie będą mieli nic przeciwko, skoro chcą rozliczać nas z naszej pracy.

Nie mogę oczywiście powiedzieć, że wszyscy lekarze są źli. Tak, czują się Bogami. Tak, mają przerost ego. Tak, mają swoje momenty i dni. Ale to często wartościowi ludzie, którzy będą traktować Cię odpowiednio, jeżeli będziesz dobrze wykonywać swoje (nie ich) obowiązki.




Ciekawostka na zakończenie:

Próchnicą można zarazić się np. poprzez pocałunek, dlatego warto zadbać o higienę jamy ustnej partnera. Należy również leczyć zęby mleczne u dzieci, by choroba nie przeniosła się na stałe uzębienie. Nie wolno natomiast nigdy brać smoczka dziecka do buzi, by nie zarazić malucha własną próchnicą, której często jest się nieświadomym.

czwartek, 11 czerwca 2015

Odnaleźć w sobie dziecko

Jednym z pytań jakie na studiach Pani Dr zadała mi na egzaminie z pedagogiki, było scharakteryzowanie różnic pomiędzy motywacją do zmiany u dziecka i człowieka dorosłego. Mówiąc krótko i prosto: dzieci lubią nowe rzeczy, dorośli się ich boją i wolą pozostać z tym co znają, mimo że po zmianie ich sytuacja mogłaby się poprawić. Dlatego między innymi tkwimy w nieszczęśliwych związkach, a dzieciaki uwielbiają nowe zabawki. 

Kontynuując tę myśl, zebrałam w sobie całą dziecinną motywację, w poniedziałek wsiadłam do tramwaju i pojechałam zacząć coś nowego. Jak wygląda to "coś nowego"? Niezbyt duży, nowoczesny budynek. Parter przeznaczony na recepcję dla pacjentów, gabinety badań przedmiotowych i obrazowych. Pierwsze piętro to mój oddział, który dzieli się na część prywatną (tzw. "biznes") oraz refundowaną (NFZ). Sale pacjentów wyposażone w odpowiednie łóżka, telewizory i oczywiście własną toaletę oraz prysznic, maksymalnie 3 osobowe. Drugie piętro to sale operacyjne, endoskopia i POP, czyli sala pooperacyjna. Dziennie wykonywane jest w granicach od 10 do 25 zabiegów.

Miało być pięknie, cud miód i malina. Miałam przyjść i być zachwycona. I tak właśnie jest. Zespół pielęgniarski jest stosunkowo młody jak na tę grupę zawodową. Mimo zmęczenia i przeciążenia , jest bardzo zgrany i otwarty. Kto nie ryzykuje ten nie żyje i teraz - mino tego że nogi mnie bolą, wracam do domu i myślę tylko o tym, jak dobrze byłoby się zdrzemnąć godzinę - czuję że jestem w odpowiednim miejscu. 

Moglibyście powiedzieć, że skoro jestem taka zadowolona, to zmarnowałam wiele czasu na kardiologii. Nic bardziej mylnego. Po odebraniu licencji dobrze jest skoczyć na głęboką wodę, dostać w kość, nawet zapłakać kilka razy, ale przetrwać to i wyciągnąć naukę. W tym momencie, jeżeli pacjent się zatrzyma, nie czuję strachu o to, że nie będę potrafiła reanimować, założyć wkłucia na "kiepskich żyłach" czy że nie rozpoznam zawału na EKG. 





Ciekawostka na zakończenie:
Pantoprazolum (np. Controloc, lek hamujący wydzielania kwasu żołądkowego, stosowany przy wrzodach, refluksie czy osłonowo przy antybiotykoterapii) podany dożylnie zbyt szybko i w dużym stężeniu, powoduje zaburzenia rytmu serca. 

poniedziałek, 25 maja 2015

Do odważnych świat należy

Jako Polacy, mamy taką charakterystyczną manierę narzekania na wszystko i nie robienia z tym faktem zupełnie niczego. 
-Wynajmuję tragiczne mieszkanie, po porostu okropne! Nie da się żyć!
-To znajdź inne.
-A nie, kurcze, a jak będzie gorzej? 
Narodzie Polski! Gdzie Twoja odwaga? 

Aby nie wplątać się w ten niekończący krąg narzekań, postanowiłam iść na marzeniem i szukać pracy na oddziale chirurgii. I takim oto sposobem zmieniam pracodawcę. 

Oddział na którym 8 czerwca rozpoczynam pracę, to takie 13 w jednym. Mianowicie jedna duża chirurgia, na którą przyjmowani są pacjenci z 13 dziedzin chirurgicznych, np. ogólnej i endoskopowej, laryngologicznej, plastycznej, ginekologicznej, onkologicznej, szczękowo-twarzowej, ortopedycznej, okulistycznej, urologicznej itd. Wyobraźcie sobie jaki ogrom wiedzy i informacji do przyswojenia! Już nie mogę się doczekać. Z chęcią będę wam opowiadać o moich wzlotach i upadkach. Szczególnie cieszą mnie czytelnicy-studenci, ponieważ niedawno sama stałam na ich miejscu i nie wiedziałam czego się spodziewać na początku drogi zawodowej. 

Na Facebook'u zapytałam was, czy chcecie abym dalej kontynuowała pisanie bez zmian, czy może zmienić nazwę bloga, bo jakby nie patrzeć, żegnam się z kardiologią. Większość przemówiła i blog zostaje bez zmian. 

Na koniec chciałam bardzo podziękować moim koleżankom i koledze z Oddziału Kardiologii i Intensywnej Terapii Kardiologicznej, którzy mieli cierpliwość nauczyć mnie tak wiele, służyli radą, chwalili za postępy i ganili za błędy, a na sam koniec życzyli mi szczęścia w przygodzie z chirurgią. 


Ciekawostka na zakończenie:
Kiszona kapusta ma zdumiewające właściwości. Jest źródłem wielu cennych witamin, oczyszcza organizm, działa antynowotworowo, wzmacnia odporność i pozwala szybciej pozbyć się kaca.

Czy wiesz, że Pielęgniarka na kardiologii, jest też na Facebook'u?
www.facebook.com/adkardiologia

środa, 6 maja 2015

Pani Siostro, Basen!

Nomenklatura, czyli zbiór zasad określających reguły nadawania nazw w danej dziedzinie. Dzięki temu wiemy, że talerz to naczynie na które nakładamy jedzenie, teść to ojciec żony, a połączenie w jednym wyrażeniu siostry i basenu, bynajmniej nie odnosi się do zakonnicy na pływalni. 

Jak zwracać się do pielęgniarki, żeby nie napytać sobie biedy? Skąd wzięła się "siostra", a skąd "pielęgniarka"? 

Historia powstania i ewoluowania pielęgniarstwa, jest dość ciekawa. Otóż początki tego zawodu sięgają czasów starożytnych, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że idea pomocy i opieki nad potrzebującym, chorym człowiekiem, towarzyszy ludzkości od samego początku jej istnienia. 

W mitach i legendach ludów pierwotnych, czytamy o mądrych, wiedźmach, babach oraz znających się. Z czasem wśród usług, jakie świadczyły, wyodrębniły się działania o charakterze leczniczym, gdzie zaczęli dominować mężczyźni - czarownicy, szamani, dzisiejsi lekarze. 

W czasach przed Hipokratesem, w Grecji, w szpitalach (świątyniach) boga Asklepiosa pielęgnowaniem trudniły się kapłanki. Następnie sam Hipokrates w swoich księgach zawarł wiele wskazówek dotyczących pielęgniarstwa (m.in. o żywieniu, podawaniu płynów, kompresach).

W Rzymie, w okresie przedchrześcijańskim w placówkach leczniczych dla niewolników i wojskowych pielęgnowaniem zajmowali się niewolnicy, którzy byli do tego typowani na podstawie cech charakteru. Gdy rozpowszechniło się chrześcijaństwo opieką obejmowani byli także biedni, bezdomni i cierpiący.

W 529 r. powstał pierwszy klasztor, założony przez św. Benedykta na Monte Cassino, w którym zakonnicy pielęgnowali chorych. Z czasem powstało wiele takich klasztorów, przy których organizowano przytułki-szpitale. Leczeniem i pielęgnowaniem zajmowali się tam zakonnicy i zakonnice.
I to jest ten czas, kiedy powstała "siostra".

W okresie od XVI do połowy XIX wieku zlikwidowano wiele zakonów i zamykano szpitale. Do opieki nad chorymi zatrudniano kobiety z najniższych warstw społecznych, nie przeszkalając ich wcześniej. Pomagali im zazwyczaj dozorcy.

Nowoczesne pielęgniarstwo i szkolnictwo zapoczątkowała Florence Nightingale. W 1860 r. założyła pierwszą szkołę pielęgniarska, która powstała przy Szpitalu św. Tomasza w Londynie. Nightingale jako pierwsza potraktowała pielęgniarstwo jako zawód, do którego wykonywania niezbędna jest edukacja w odpowiednim kierunku i praktyka. Podkreślała odrębność i samodzielność opieki nad chorym oraz zwracała uwagę na prawa i zasady naukowe jako podstawy pielęgnowania. 

Niektóre pielęgniarki, a nawet większość, bardzo złości się, kiedy słyszy "Siostro" z ust pacjenta, tłumacząc że nie są zakonnicami, że nie są spokrewnione z chorym, że nie po to tyle lat się kształciły, żeby tak się do nich zwracano. W sumie nie całkiem to rozumiem. Jak widać, jest to część naszej historii, zwrot ten bardzo utarł się w społeczeństwie i każdy wie o co chodzi. Przeszkadza mi natomiast, kiedy (zwłaszcza starsze osoby) mówią mi per kochanie, dziecko, skarbie itp., ale nie dlatego, że jest to obraźliwe dla mnie jako pielęgniarki, tylko odbiera tę nutę profesjonalizmu, którą każdy z nas chce zachować w pracy.


Jak więc zwracać się do pielęgniarki? Moi drodzy, dla bezpieczeństwa własnego, zawsze można "proszę Pani", tudzież (jak pouczyła mnie pewna starsza pielęgniarka po ukończeniu II stopnia studiów) "Pani Magistro!"





Ciekawostka na zakończenie:
Decymetr sześcienny tkanki mięśniowej waży około 1,06 kilograma. Natomiast taka sama objętość tkanki tłuszczowej waży w przybliżeniu 0,9 kilograma. Różnica w masie jednego litra obu struktur ludzkiego organizmu wynosi więc 160 gramów. Wynika z tego, iż tkanka mięśniowa jest o około 18% gęstsza od tkanki tłuszczowej. 

poniedziałek, 4 maja 2015

ICNP - Irracjonalny Ciut Nowocześniejszy Proces


Narzędziem, jakiego używają pielęgniarki do planowania i dokumentowania opieki nad chorymi, jest proces pielęgnowania. Jest on pewną nowością, jak i całe nowoczesne pielęgniarstwo. Jeszcze nie we wszystkich placówka ochrony zdrowia funkcjonuje on poprawnie. W związku z tym stwierdzono, że jest to idealny czas na wprowadzenie całkiem nowego systemu, opierającego na się kodowaniu każdej czynności. 

Jak dokładnie ma to wyglądać? Sama jestem ciekawa. Jest na rynku tylko jedna pozycja literatury, mówiąc o ICNP. Opierając się na tych wytycznych, stworzyłam proces pielęgnowania na zaliczenie jednego z przedmiotów na studiach magisterskich, niestety, nie został on uznany, więc wnioskuję, że nikt jeszcze nie wie jak to ma właściwie być.

Założenia są takie: ujednolicenie diagnoz i postępowania we wszystkich krajach, pozwalające łatwiej przekazywać informacje nawet mino bariery językowej. Wzmożona ochrona danych osobowych. Szybsza, prostsza i efektywniejsza dokumentacja - może i prawda, jeżeli każdy pacjent miałby przy łóżku tablet, na którym w postaci elektronicznej wprowadzona byłaby jego dokumentacja i czytnik kodów. 

Wszystko pięknie ładnie, ale i tak najbardziej interesujące są tłumaczenia diagnoz i czynności na język polski, ponieważ powstały one wszystkie w języku angielskim. Wybrałam dla was kilka, które wydawały mi się najciekawsze:

10000918 zaburzone utrzymywanie zdrowia
10029621 zaburzona zdolność do przyjęcia opieki
10029569 zaburzona zdolność do radzenia sobie z urządzeniami do nietrzymania moczu
10022635 zaburzona zdolność do radzenia sobie z reżimem leku
10015082 ryzyko zdezorganizowanego niemowlęcia
10028636 wiedza o objętości płynów
10023389 niegodne umieranie
10001675 tendencja do bezcelowego poruszania się
10033732 prawidłowy status układu pokarmowego
10000669 spaczony proces myślenia
10022516 konfliktowe przekonania zdrowotne
10022299 konfliktowa postawa wobec zarządzania lekiem
10029856 problem bezpieczeństwa środowiskowego
10028071 prawidłowe wewnątrzczaszkowe zdolności adaptacyjne
10029240 pozytywna mobilność w łóżku
10025779 pozytywna duma
10001532 gotowość do pozytywnego wizerunku własnego
10001545 gotowość do prawidłowego snu
10001566 gotowość do właściwego oddawania moczu
10025284 gotowość do uzyskania komfortu
10001411 pozytywne karmienie piersią 







Ciekawostka na zakończenie: 
BY-PASS to sztuczne zespolenie naczyniowe, omijające chorobowo zmieniony odcinek naczynia krwionośnego, które może być częściowo lub całkowicie zamknięte. Dzięki temu przywracamy jego prawidłową funkcję i zwiększamy wydolność układu krążenia. Najczęstsze by-passy to aortalno-wieńcowe, które zapobiegają zawałom serca. Stosuje się je również u osób, które mają problemy z ukrwieniem kończyn dolnych. 

sobota, 21 marca 2015

Taka sytuacja

Wykonywanie pewnych czynności w sposób mechaniczny pozwala nam funkcjonować lepiej i szybciej. Nikt nie musi myśleć "wdech, wydech" żeby oddychać, ani "prawa, lewa" żeby stawiać kolejne kroki. Ale nie tylko. W życiu codzienny podczas mycia zębów, przygotowania posiłku, jazdy samochodem itp. wielu z nas jest myślami gdzie indziej. 

Czy w zawodzie pielęgniarki taki stan jest pożądany? Można by się kłócić, ponieważ pacjenci zapewne woleliby, aby osoba zajmująca się przygotowywaniem ich leków, była w tym czasie przytomna. Z drugiej strony są czynności, dajmy na to pobieranie krwi, przy których zastanawianie się i rozważanie kolejnych elementów algorytmu postępowania, byłoby co najmniej śmieszne, a nawet niebezpieczne. Nie muszę myśleć "teraz odmierzam kąt 30'. Teraz przebijam skórę. Teraz wchodzę w naczynie. Teraz zmniejszam kąt o 10'. Teraz wsuwam igłę odrobinę dalej, ale nie za bardzo, żeby nie wyjść z naczynia." mogłoby to się skończyć "Teraz pacjent mi mdleje" lub też opcjonalnie "Teraz chory nie czuje ręki bo siedzi tu już kilka minut". 

Jednak nie zgodzę się, że w tej pracy można bujać w obłokach. Puśćmy wodzę wyobraźni: intensywna terapia kardiologiczna, ciężka dniówka, dużo pracy, dużo zleceń, po prostu dużo wszystkiego. Stajesz do cewnikowania pacjenta jako asysta dla lekarza. Wszystko idzie dobrze, pojawia się mocz w worku, wypełniasz balonik uszczelniający tak jak zawsze 5ml płynu, lekko pociągasz - jest ok. Po kilku godzinach pacjent skarży się na ból w okolicy nadłonowej, a ilość moczu w worku nie wzrosła od pewnego czasu. Kiedy okazuje się, że cewnik cofnął się do wnętrza cewki moczowej i poważnie ją uszkodził, postanawiasz obejrzeć opis na identycznym cewniku - ilość wymagana do prawidłowego uszczelnienia balonika wynosi 30ml. Właśnie zafundowałaś choremu nakłucie nadłonowe i prawdopodobnie infekcję układu moczowego. 

Automatyzm jest dobry. Pozwala nam pracować szybciej, a z uwagi na fakt, że pielęgniarek jest coraz mniej, jest to konieczność. Nie dajmy się jednak zwariować i pamiętajmy, że nasze 2 minuty skupienia mogą kosztować kogoś wiele zdrowia.

Tłumaczenie: Zachowaj spokój, jestem pielęgniarką

Ciekawostka na zakończenie:
Picie zielonej herbaty jest zdrowe (działanie antyoksydacyjne i wzmacniające układ immunologiczny), ale nie jest pozbawione wad, a to za sprawą substancji psychoaktywnych uwalnianych w czasie parzenia (teina, teofilina, teobromina - szczególnie szkodliwe dla dzieci).

wtorek, 17 lutego 2015

Przełamywanie barier

Lubię się śmieć, że normalni ludzie nie mogą wykonywać tego zawodu, bo trzeba mieć w sobie coś z psychopaty, żeby wbijać w ludzi igły. Ale nie tylko to. Już w czasie studiów obserwowałyśmy nawzajem u siebie objawy dziwaczenia, np. baczne monitorowanie żył na dłoniach u obcych ludzi w komunikacji miejskiej. Przyznajcie - każdy z nas to robi. Wielość zmian w zachowaniu i postrzeganiu świata jest tak duża, że pozwoliłam sobie omówić tylko te "najciekawsze".

Oglądanie nagich ludzi. Po prostu przestaje to robić jakiekolwiek wrażenie i staje się normalnością. Sama ostatnio złapałam się na takim myśleniu, kiedy przygotowywałam pacjentkę do zabiegu operacyjnego. Jest to raczej standardowa procedura, którą wykonywałam już 5 raz tego dnia. Chory dzień wcześniej dostaje mydło dezynfekcyjne, którym musi się rano umyć, następnie mierzę mu ciśnienie tętnicze krwi, daję jednorazową "narzutkę" do ubrania, która jest mocno prześwitująca. Pacjent musi ją założyć na nagie ciało, jeżeli zabieg jest przeprowadzany w górnych partiach ciała, może zostać jedynie w bawełnianych majtkach i czasami skarpetkach. Kolejny element to podanie premedykacji i tak pięknie przygotowany chory może zostać zabrany na blok operacyjny. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pacjentka oświadczyła, że nie ma zamiaru pokazywać się nago przed obcą osobą. I od razu myśl w mojej głowie "o co jej chodzi? przecież to nic takiego", a jednak dla nie których to za dużo. 

Następnym druzgocącym barierę przyzwoitości momentem w życiu pielęgniarki, jest niewątpliwie pierwsza zmiana pampersa ze stolcem. A nie daj Bój, żeby pacjent akurat miał biegunkę. Do dzisiaj pamiętam to uderzenie fetoru i automatyczny odruch wymiotny, który trzeba było pohamować i nie stracić twarzy przed chorą osobą. Po pewnym czasie i do tego idzie się przyzwyczaić, a nawet - co zdarza się nagminnie - rozmawiać o takich tematach przy jedzeniu. 

Co mamy dalej? Oczywiście moje ulubione - pierwsze naruszenie ciągłości tkanek, czyli ukłucie pacjenta. Serce w gardle, plecy mokre, ręce spięte aż się trzęsą i to oczekiwanie - trafiłam w żyłę, czy jednak mi uciekła? Pojawia się gorąca, czerwona ciecz i to piękne uczucie samozadowolenia. No kto normalny jara się widokiem napływającej krwi? 

Pierwszy zabieg operacyjny. To podniecenie kiedy wpuszczono nas na blok, zaskakujący chłód, spojrzenia zespołu i dziwny zapach, pamiętam do dzisiaj. Sala wydawała się niezbyt duża, zwłaszcza kiedy pojawili się lekarze i zaczęli obklejać chorego. Kilka żartów, muzyka, dezynfekcja i "Skalpel proszę". Słyszałam swój puls i z lubością obserwowałam każdy ruch. I wtedy instrumentariuszka podała kauter i owy zapach okazała się wonią przypalonej tkanki. Czy mnie to wystraszyło? A skąd...stwierdziłam, że to ciekawe i patrzyłam dalej.

Może się teraz wydawać, że to okropny zawód, który niszczy człowieka, ale ma też dobre strony. Z wielką przyjemnością obserwowałam, jak ludzie stają się coraz bardziej odważni, coraz bardziej pewni siebie. Najlepszym przykładem jest moja przyjaciółka. Początkowo przez bity rok warczałyśmy na siebie i nie ukrywałyśmy niechęci. Kiedy jednak sytuacja zmusiła nas do współpracy, okazało się, że z zgrywamy się perfekcyjnie. Ja rozgadana i "hop do przodu", ona skryta i chłodno oceniająca sytuację. Przez kolejne 2 lata wiele się od siebie uczyłyśmy, wiele przeszłyśmy. Ja stałam się bardziej zrównoważona, ona bardziej się otworzyła. Tak więc jak najbardziej, ta profesja przynosi też rozwój. 



Ciekawostka na zakończenie:
Siodło tureckie, to środkowy odcinek kości klinowej, której kształt przypomina w tym miejscu siodło. "Pasażerem" jest przysadka mózgowa.


P.S. Karolino mam nadzieję, że podoba Ci się wpis i zachęcam do dalszego śledzenia nowych postów. 

wtorek, 10 lutego 2015

Ambitna medycyna

Czy zdarza się Wam czasami, że kiedy dowiecie się czegoś nowego, np. poczytacie o nowej chorobie, zaczynacie widzieć jej objawy u przypadkowych przechodniów? Kiedy uczyłam się języka migowego, nagle w okół mnie było pełno ludzi głuchych, na przystanku, w sklepie, nawet na oddziale. Kiedy uczyłam się o chorobach psychiczny, do bloku mieszkalnego wprowadził się mężczyzna ze schizofrenią paranoidalną. Kiedy natomiast zaczęłam zajęcia z położnictwa, moja siostra urodziła synka.

Tak więc nic dziwnego, że po napisaniu części pracy zaliczeniowej mojego chłopaka na temat eutanazji, następnego dnia wylądowałam na R-ce kardiologicznej, gdzie spotkałam między innymi starszą pacjentkę z amputowaną kończyną, nadwagą, cukrzycą, tracheostomią, PEG-iem, pod respiratorem, z clostridium, całą obłożoną pampersami, bo inaczej płyn surowiczy kapał z łóżka. Cały dzień nic innego nie chodziło mi po głowie.

Dlaczego ratować tak chorą osobę? Właśnie - ratować. Ale co tu ratować? Nie ma szans, że ta pacjentka wróci do normalnego funkcjonowania. Nie ma nawet szans, że wyjdzie ze szpitala. Po prostu czeka na śmierć. Codziennie jest dźgana, żeby pobrać krew do badań, 4 razy dziennie pomiar glikemii, cewnik moczowy non-stop, prześwietlenia, konsultacje, pampersy, odleżyny i wiele innych. I tu moje pytanie, czy nie jesteśmy nazbyt ambitni, podtrzymując takie "życie"? Czy to nie jest przerost formy nad treścią? To już nie jest leczenie, ani ratowanie. Nie wiem jak to profesjonalnie nazwać, ale po ludzku - przedłużanie cierpienia.
Brytyjskie badania wykazały, że 50% chorych uznanych za "bez kontaktu" czy też "stan wegetatywny" zachowuje świadomość. Ale o tym nikt już się nie zastanawia.

Jedna z pacjentek, po odzyskaniu przytomności zadzwoniła do swojej wnuczki. Kilka dni wcześniej, wspomniana wnuczka wezwała pogotowie, kiedy u chorej wystąpiło zatrzymanie akcji serca. Pacjentka zapytała ją, "Dlaczego pozwoliłaś mnie reanimować. Ja tak spokojnie odchodziłam. Już mi było tak dobrze".






Ciekawostka na zakończenie:
Gram ludzkiego DNA przechowuje tyle informacji, co 6000 miliardów płyt CD.

wtorek, 20 stycznia 2015

Kreatywność

W czasie studiów niewiele osób miało szansę widzieć (już nie mówiąc o czynnym udziale) procedury postępowania w stanach zagrożenia życia. Drogie Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego, kolejny raz coś tu nie gra. Niby eksperymentowanie na ludziach jest zabronione, ale jak inaczej nazwać naszą naukę zawodu? Aparatura wyje, ktoś coś krzyczy, w głowie mamy cały algorytm postępowania, ale stres, z którym nie mieliśmy do czynienia zupełnie paraliżuje.

Ale wróćmy do tej kreatywności. Najpierw jednak, muszę naszkicować wam jak to po kolei wyglądało. Otóż na oddziale pojawiła się sala izolowana, w której umieszczona została starsza pacjentka z powodu gruźlicy. Wszystko pięknie ładnie, w myśl zasad i standardów, oddzielna pielęgniarka, co by prątków gruźlicy na innych chorych nie przenosić. Nie wiem czy właściwie jest to sensowne, skoro pomieszczenie i tak nie ma oddzielnej wentylacji, drzwi są raczej uchylone, panie salowe tymi samymi szmatkami i mopem maziaja po innych salach, no ale pieczątka epidemiologicznej jest, kartka informacyjna "izolatka" jest, oddzielna pielęgniarka też się znalazła.

Przychodzę na dyżur nocny z soboty na niedziele. No bosko! Cisza, spokoju i ciepła kawa. Przebieram się, wchodzę na oddział i co się okazuje? Nie ma mnie na tablicy. Już klnę się w myślach ze coś namieszałam i mogłam sobie pić tę głupią kawę w towarzystwie swojego faceta, a nie aparatury do EKG, kiedy to z moich rozmyślań, jakże głębokich, odrywa mnie informacja "Jesteś na czternastce", co było równoznaczne z przyjemnością spędzenia kolejnych 12 godzin we wspomnianej izolatce. Od zdającej dzienny dyżur pielęgniarki dowiedziałam się, że chora jest niewydolna oddechowo. W instrukcji postępowania w sytuacji zatrzymania oddechu usłyszałam "krzycz to ktoś przybiegnie". Idę o zakład, że miała ubaw z mojej przerażonej miny. Wcale się nawet nie dziwię. 

Szczęśliwie obie dotrwałyśmy do 7:00 bez większych problemów, więc na wtorkowy dyżur dzienny szlam już pewniejszym krokiem. U mojej pacjentki właśnie kończyła się inhalacja, podobnie jak ilość płynu w butli od reduktora. Stwierdziłam, że nie będę robić 2 razy tego samego i przytargałam od razu nową. Odłączyłam całość od portu i zaczęłam tworzyć nowy zestaw. Niestety nie wpadłam na pomysł, żeby wszystko przygotować, a później tylko przepiąć reduktor, wiec monitor już zaczął wyć, co by oznajmić wszem i wobec, że saturacja wynosi 80 i dalej spada. Szybciutko wpięłam wszystko do portu i...? I dlaczego cholera to nie działa? No przecież słyszę jak tlen ucieka! No właśnie, ucieka i to bokiem. Saturacja 75. Moje raczki już się lekko trzęsą, ale wydzieram dzielnie wszystko ze ściany, poprawiam i...? I to samo. Saturacja 70 i uwierzcie mi, pacjentka miała już zamglony wzrok. Złapałam,  co miałam pod ręką, a były to rękawiczki i obwiązałam połączenie z pojemnikiem w sposób, który fantazyjnie uchwyciłam na zdjęciu. I zgadnijcie, co... Saturacja 95:-)

A czy Ty pamiętasz swój pierwszy raz w sytuacji podwyższonego stresu? Albo może wykazałaś się ogromną improwizacją? Podziel się swoja historią w komentarzu.



Ciekawostka na zakończenie: 
Picie coli nie doprowadzi do rozpuszczenia zębów, jednak zawarte w niej kwasy (podobnie jak w sokach owocowych) powodują erozję szkliwa. by jej nie pogłębić, nie wolno myć zębów bezpośrednie po wypiciu napoju. Bezpieczniej jest odczekać 30 minut. Natomiast w celu ograniczenia działania kwasów na szkliwo należy pić colę i soki przez słomkę.

wtorek, 13 stycznia 2015

Pielęgniarka jak Halo

U każdego człowieka, w momencie kiedy korzysta z jakichkolwiek usług, włącza się tryb "Płacę to wymagam." Dorzućcie do tego problemy zdrowotne, środowisko szpitalne, skomplikowany język, polskie realia i wychodzi nam książkowy pacjent internistyczny. 

Jako że jestem jeszcze młoda i pełna zapału, staram się nie dyskryminować pacjentów z powodu tego, że ich problemy nie są tak poważne, jak im się wydaje. Bo to odczucie bardzo subiektywne. To tak jak z bólem. Dla jednego ból głowy jest nieznośny i od razu będzie łykał tabletkę. Na drugim, ból o tym samym natężeniu nie zrobi wrażenia. 

Nie zmienia to oczywiście faktu, że jestem tylko człowiekiem i pacjenci potrafią wyprowadzić mnie z równowagi. Na jednym z cięższych dyżurów opiekowałam się pacjentką, która tego dnia została wypisana do domu. Transport był zamówiony i chora razem z córką i zięciem miała czekać. Niestety jak to zwykle bywa, czas się wydłużał a to Panią bardzo frustrowało. Przekonana, że mam moc nadprzyrodzoną przywołania, tudzież stworzenia z nicości ambulansu wraz z zespołem ratowniczym, dzielnie i z wytrwałością wydzierała się na mnie ilekroć pojawiałam się choćby w okolicy jej sali. Moje tłumaczenia, iż NFZ nałożył na nas limit stwarzania cudów, zdały się na marne. Ale trzeba przyznać, że byłam pod wrażeniem zdolności wokalnych tej starszej kobiety, bo podnosić głos bez przerwy przez 5 godzin, kiedy jest się obłożnie chorym, jest nie lada osiągnięciem. 

W takich momentach, najlepiej by było, żeby "pielęgniarka była jak Halo", które wszyscy dobrze znamy i kochamy. Ten cudowny lek zapewnia naszym chorym ukojenie nerwów, a nam spokojne nocki. Pytanie jednak pozostaje jedno. Jakim cudem mam działaś kojąco, aby mój pacjent mógł przysłowiowo spać jak niemowlę, skoro krew się we mnie gotuje?




Mądrości Ani na zakończenie:
"Jak się ma cukrzycę i nadciśnienie, to nie fajnie jest palić..." 

piątek, 9 stycznia 2015

Doktor wie chyba lepiej

Wydaje mi się, że nikogo nie muszę specjalnie przekonywać, że pielęgniarki są bardzo dumnymi i często niedocenianymi w swojej pracy osobami. Ludzie, którzy nie mające wiele wspólnego z medycyną nie mają pojęcia, że tak właściwie na studiach pielęgniarskich musimy przyswoić te same informacje, które wykładane są na kierunku lekarskim (jednostki chorobowe, obraz kliniczny, epidemiologia, rozpoznanie, leczenie) i dodatkowo rehabilitacja, dietetyka, psychologia, socjologia, pedagogika i oczywiście pielęgnacja, oraz inne mniej istotne działy. Więc doktor zawsze wie lepiej?

Pojawia się duży problem kiedy pielęgniarka swoje, a lekarz coś zupełnie przeciwnego. A wchodzenie w cudze kompetencje, to niestety częsty obrazek. Ostatnio spotkałam się z sytuacją: Pacjentka kilka godzin po zabiegu koronarografii. Pielęgniarka z potężnym doświadczeniem i wiedzą, która zaleca jej przyjmowanie większych ilości płynów, aby uzupełnić straty podczas koronki. Chora oburzona oświadcza, że w pracowni hemodynamiki kazano jej nic nie pić. I teraz to co boli najbardziej, czyli podsumowanie pacjentki: "doktor chyba wie lepiej". Jak bardzo podcina to skrzydła, wie chyba każdy z nas.

Zastanawiam się, czy nadejdzie w Polsce taki dzień, kiedy lekarz będzie ufał pielęgniarce, traktował ją jako specjalistę w jej dziedzinie, nie patrzył na nią z góry i na czas przynosił zlecenia, a pielęgniarka nie będzie utrudniać mu z satysfakcją pracy, poczuje się pewna w tym co należy do jej obowiązków i zacznie je z przyjemnością wykonywać. 


Ciekawostka na zakończenie:
Ludzkie ciało potrzebuje dziennie około 1000-1500 kalorii tylko po to, by podtrzymać czynności życiowe.